wtorek, 11 sierpnia 2015

Rozdział drugi.



Od ostatnich wydarzeń minął tydzień. Całe siedem dni, w których Rachel rozmyślała ciągle nad tajemniczymi osobami. Co prawda minęła ich kilka razy na swojej ulicy, ale wstydziła się podejść bliżej. Dzisiaj niemal siłą została zmuszona do pójścia do szkoły przez swoją gosposię Helen. Kiedy usłyszała jak duży, stary zegar wybija godzinę siódmą trzydzieści zerwała się ze swojego łóżka w pośpiechu. Nie dbała dzisiaj o to, czy wszystko będzie ze sobą współgrało kolorystycznie, po prostu wzięła jakiś t-shirt z szafy, oraz czarne spodnie. Przeczesała swoje włosy szczotką, zrobiła lekki makijaż, ubrała buty i zbiegła na dół. Na stole czekało na nią śniadanie, jednak wzięła tylko jabłko i krzycząc krótkie "cześć" wybiegła z domu. Po raz kolejny nie zwracała uwagi na brak kurtki i nieodpowiednie buty. Nieprzyjemne powietrze ożywiło ją na tyle, że przyspieszyła swoje dotychczasowe tępo. Czarne auto jechało za nią od kilku minut, przez co dziewczyna speszyła się i starała nie obracać w jego stronę. Jednak po chwili znajdowało się już obok niej i powoli osuwało swoją szybę. Blondynka przystanęła i spojrzała na chłopaka siedzącego w środku, który posiadał znajome rysy twarzy. Próbowała sobie przypomnieć jak ma na imię, lecz on odezwał się pierwszy.

-Cześć nieznajoma! Wybierasz się do szkoły?-spytał, jakby to nie było oczywiste. Przecież wszyscy ludzie wstają w poniedziałek o siódmej rano i wychodzą na krótki spacerek.

-Rachel, mam na imię Rachel.-odparła z uśmiechem.-Niestety, zostałam zmuszona-westchnęła ciężko.

-Chodź, podwiozę Cię, tylko musisz usiąść z tyłu, bo Luke się raczej nie zamieni.-posłał jej szeroki uśmiech i zachęcił aby weszła do środka. Drzwi z tyłu otworzył jej chłopak o czarnych włosach, który od razu przesunął się na sam środek.

-Cześć, jestem Calum-podał jej rękę a kąciki jego ust uniosły się w górę.-To jest Michael-wskazał ręką na chłopaka w czerwonych włosach.- A to Luke-wskazał na blondyna, z kolczykiem w ustach, który nawet nie drgnął na swoje imię.-Ashton'a już znasz.

-Tak znam-uśmiechnęłam się.

-W której jesteś klasie?-spytał.

-Ostatniej, a ty?

-Też, wydaje mi się, że nawet jesteśmy w tej samej, tylko nie uczęszczałem do niej zbyt często...-podrapał się po karku, na co Rachel zaśmiała się głośno.

-Calum ty głąbie, jak możesz nie wiedzieć z kim chodzisz do klasy!-krzyknął Ashton, spoglądając w lusterko.

-Z idiotami nie rozmawiam!-powtórzył jego czynność i obrócił głowę w przeciwnym kierunku.

-Odezwał się..-powiedział cicho Michael.

-Nie jestem idiotą, spokojnie Rachel-Calum pogłaskał dziewczynę po ramieniu.-Jestem nawet dobry z tych zajęć co się liczy!

-Zgaduję, że to matematyka kretynie-Luke po raz pierwszy odezwał się podczas dzisiejszego spotkania.

-Na pewno się do Ciebie zwrócę Cal, jeśli będę miała problem z jakimiś działaniami-uśmiechnęła się lekko.

-Och, chociaż ktoś, kto mnie docenia-chłopak przyłożył rękę do swoich ust udając wzruszenie, tym samym poprawiając zepsuty wcześniej nastrój blondynki.

*~*

-Wiesz Rachel, nadal uważam, że powinnaś pofarbować sobie włosy na ciemniejszy kolor, wtedy idealnie kontrastowały by się z twoją jasną cerą-czarnowłosy po raz kolejny tego dnia rzucił uwagę w stronę dziewczyny.

-Dzięki za radę Calum, może kiedyś z niej skorzystam-odpowiedziała czując się nieswojo. Odkąd przekroczyła próg szkoły wraz z Lukiem i jego przyjacielem, wszyscy zaczęli o czymś szeptać.

-Czemu jesteś taka spięta? To przez tych ludzi? Wyluzuj laska i bądź jak ja! Zobacz jaki super jestem, i do tego wszyscy gadają o moich nogach, o których niejedna modelka mogłaby pomarzyć-odparł, wsadzając sobie do ust kolejną porcję sałatki. Z tym akurat mogła się zgodzić, jego nogi pod każdym względem były perfekcyjne.

-Nie jestem spięta, nie wiem o czym mówisz-skłamała.

-Jasne, a ja może jestem synem dyrektorki.

-No naprawdę, po prostu szukam swojej przyjaciółki. Powinna być tu kilka minut temu-odparła spoglądając na godzinę. Wreszcie w tłumie ujrzała brunetkę, która widząc jej towarzysza wycofała się o kilka kroków w tył i gestem dłoni wskazała, aby podeszła do niej. Rachel posłała Calumowi przepraszające spojrzenie i udała się w kierunku wystraszonej dziewczyny.

-R-Rachel co ty z nim robisz?-spytała, przygryzając płytkę swoich paznokci.

-Em, zgaduję, że rozmawiam i jem lunch?

-Czy ty wiesz, kto to jest do cholery?!-wykrzyczała jej prosto w twarz, zwracając tym samym uwagę kilku osób.

-Calum Hood?

-No właśnie! Przecież takie nazwisko ukazało się kiedyś w gazecie...-zmartwienie na jej twarzy wzrastało z sekundy na sekundę.

-Przesadzasz. Idziesz, czy zostajesz?

-I co, masz zamiar tak po prostu sobie usiąść do niego, praktycznie go nie znając?!

-Najwidoczniej tak. Do zobaczenia-syknęła i obróciła się na pięcie, po czym skierowała się w stronę stolika, przy którym siedział chłopak.

-Twoja przyjaciółka nie dołączy do nas?-spytał spoglądając w ekran swojego telefonu.

-Panikuje. Uważa, że ty to słynny Calum Hood, wiesz z tego gangu czy coś, a na świecie istnieje tylu chłopców o takim imieniu i nazwisku-wytłumaczyła czarnowłosemu, a on nagle pobladł. Z jego ręki wyleciała mu komórka, i ciężko połknął ślinę, zbijając z tropu swoją towarzyszkę.

-Coś nie tak?-zapytała, widząc jego reakcję.

-N-nie, wiesz po prostu zdenerwowałem się, bo Ashton napisał mi sms'a, że zbił mój ulubiony perfum. Ja już muszę lecieć, spotkamy się na matematyce. Do zobaczenia Rachel!-krzyknął i zostawił ją samą w osłupieniu, lecz ona nie przejęła się tym za bardzo, wiedząc, że chłopak jest bardzo zaplątany w swoim świecie, i że jego wytłumaczenie jest bardzo wiarygodne.

~*~

Rachel siedziała na ławce przed szkołą czekając na Ashley. Spoglądała w ekran swojej komórki, czytając różne posty na portalach społecznościowych. Zatraciła się w przeglądaniu i nie zauważyła, kiedy brunetka pojawiła się obok niej.

-Posłuchaj mnie, proszę. Daj mi chociaż pięć minut, abym mogła przedstawić Ci swoją teorię..-poprosiła tak błagalnym tonem, że dziewczyna się zgodziła.

-Pięć minut-westchnęła.

-Spójrz na to tak. Nielegalny wyścig, czwórka chłopaków w podobnym wieku, kradzież z banku, giną miliony pieniędzy. Morderstwo ekspedientek spod kas, ucieczka z Sydney, ucieczka ze szkoły, od rodziny. Wiadomo, po dwóch latach każdy zapomniał można wrócić. Przecież w gazecie podali nazwiska, Hemmings, Irwin, Hood, Clifford. Nagle ci faceci ratują ci życie, przypadkiem spotykają Cię na ulicy, podwożą do szkoły, zaprzyjaźniają się z Tobą. Mają mnóstwo pieniędzy i markowych ubrań, czy to nie dziwne? Rachel, masz do czynienia z przestępcami! Musisz zgłosić to na policję!-wykrzyczała po raz kolejny tego dnia.

-Ashley, rozumiem, że odkąd to wyszło na jaw zaczytałaś się w tym jak w jakiejś dobrej lekturze, ale do cholery, ile osób ma na imię Calum?! Poza tym znasz nazwiska, o imionach nie było mowy, wiesz ile Ashton'ów, czy Michael'ów jest na tym świecie? Popadasz w jakąś pieprzoną paranoję a w dodatku nie masz na nich żadnego dowodu. Jeśli jakiś znajdziesz, to proszę, uwierzę Ci, jeśli nie, oczekuję, że ich przeprosisz. A, i o żadnej policji nie ma mowy!-krzyknęła, wstała i udała się w stronę swojego domu. Na parkingu przed budynkiem spotkała osoby, które obgadywała ze swoją przyjaciółką, a oni obdarzyli ją miłym uśmiechem. Przez chwilę zwątpiła, jednak wszystko rozpłynęło się jak mgła kiedy tylko na nich spojrzała. "To nie może być prawda, przecież to tylko zwykli nastolatkowie" powtarzała sobie ciągle i z taką myślą, już w lepszym humorze dotarła do swojego domu.

Jej telefon zawibrował, kiedy znajdowała się na werandzie. Kliknęła na wiadomość tekstową i prychnęła lekko.

"Daj mi tydzień, a przekonamy się kto ma rację, Ashley"

Zignorowała wiadomość i włożyła klucz do zamka, którego o dziwo nie musiała otwierać, ponieważ drzwi były otwarte. Zdziwiła się lekko, bo Helen zawsze kluczyła je na każdy spust. Pchnęła je i kiedy znalazła się w środku, na cały głos krzyknęła imię swojej gosposi.

-Helen!-w odpowiedzi dostała pustkę.-Helen?-spojrzała na sylwetkę leżącą w kuchni. Cała posadzka była ubrudzona krwią, obok niej leżał rozbity kubek i karteczka. Rachel podbiegła szybko do starszej kobiety sprawdzając jej tętno. Nie wyczuła nic, jej ciało było już zimne. Łzy spływały po jej policzkach jak woda z kranu, cały widok się rozmazał a ciałem zawładnął szok. Wzięła do ręki małą,białą karteczkę i zaczęła czytać.

"Kto ma być następny? Mama? Tata? Brat? A może Ashley? Od dzisiaj, Twój M."

Roztrzęsiona wyjęła telefon i zadzwoniła do swojej mamy. Rodzicielka odebrała po kilku sygnałach i słysząc w jakim stanie jest jej córka, zdecydowała jak najszybciej wrócić do domu. Blondynka nie poinformowała telefonicznie jej o tym, co się stało, ponieważ nie wiedziała jak. Złapała kobietę, która była dla niej jak babcia, za rękę i cierpliwie czekała aż ktoś przyjedzie na miejsce.

~*~

Policja zdążyła obrysować kontury białą kredą i zabezpieczyć ślady. Próbowała znaleźć jakiś ślad, lecz sprawca zdążył zakryć kamery, aby nikt nie mógł go rozpoznać. Dziewczyna nie poinformowała jednak funkcjonariuszy o tajemniczym liściku. Schowała go do tylnej kieszeni w spodniach i myślała kim może być "M". Cała rodzina zebrała się, aby ustanowić datę pogrzebu bliskiej dla nich osoby. Postawili na piątek. Kiedy wszystko uzgodnili rozeszli się do swoich pokoi, nie mając najmniejszej ochoty na jakąkolwiek rozmowę. Rachel opadła na łóżko, próbując się uspokoić po dzisiejszych wydarzeniach, lecz nie mogła sobie wybić ich z głowy. Usłyszała jakiś szelest, przez otwarte okno, i kiedy miała sprawdzać kto to, kamień rozbił jej szybę. Wystraszona podeszła do rozbitego szkła i wyjrzała na zewnątrz. Kogo jak kogo, ale jego akurat się tutaj nie spodziewała.

-L-Luke? Co ty tutaj robisz?

===============================================================

Rozdział drugi za nami.

Eh, zauważyłam, że wiele osób się zniechęciło po mojej fabule, ale to najprostsze streszczenie, czym będzie ta historia..

Dawajcie swoje opinie, przyjmuję każdą krytykę, do zobaczenia:)

czwartek, 6 sierpnia 2015

Rozdział pierwszy.



Rachel wpatrywała się w pustą szklankę, stojącą na stole. Co chwila brała ją do ręki, obracała i oglądała ze wszystkich stron zastanawiając się, co ma zrobić. Piosenka Passenger'a, która wydobywała się z głośników nie pomagała jej dzisiejszego wieczoru. W końcu przystawiła napój do ust i mimo zapachu, którego nie lubiła, wypiła wszystko duszkiem. Skrzywiła się lekko, ale po chwili poczuła ciepło rozchodzące się po jej całym ciele. Mimo, że musiała podjąć bardzo ważną decyzję, tego wieczoru postanowiła zaszaleć. Wzięła szklankę ze sobą i podeszła bliżej baru. Usiadła na jednym, z niewielu wolnych, czerwonych krzeseł i zawołała barmana ruchem ręki. Podszedł bliżej i wyszczerzył się w jej stronę.

-Poproszę jeszcze raz to samo!-krzyknęła, próbując przekrzyczeć muzykę lecącą w pomieszczeniu.

-Już się robi!-odkrzyknął i zaczął mieszać ze sobą różne alkohole. Blondynka w czasie oczekiwania badała wzrokiem cały teren. Klub został otwarty kilka dni temu i wcześniej nie zdążyła do niego zajrzeć,zresztą rzadko bywała w takich miejscach. Na środku był parkiet, po bokach porozstawiane duże głośniki. W kątach znajdowało się kilka stolików. Całe pomieszczenie było w czerwono-czarnych kolorach. Ludzie tańczyli ze sobą, nie przejmowali się niczym. Ważna była tylko zabawa. Dziewczyna westchnęła głęboko. To jeden z nielicznych dni, kiedy rodzice pozwolili wyjść jej na jakąś imprezę, mimo tego, nie sprzeciwiała się, bo wiedziała jak może zakończyć się taka wymiana zdań. Nie miała żalu do taty o jego zakazy, chciał tylko dobrze dla swojej córki. Z rozmyśleń wytrąciło ją klepnięcie w ramie. Obróciła się, i uśmiechnęła do chłopaka stojącego za ladą. Postawił przed nią trunek i wrócił do swoich zajęć. Rachel powoli popijała swój napój, kiedy poczuła szorstkie ręce, zasłaniające jej oczy. Złapała głęboki oddech i powoli odwracała się-a raczej została obrócona- w stronę tajemniczego mężczyzny.

-I jak złotko, podjęłaś już decyzję?-szepnął jej do ucha, a przez jej ciało przeszedł dreszcz.

-Em, ja..-zająknęła się.- Zaraz, mam czas do jutra.-odparła, zakładając ręce na piersi. W odwecie usłyszała śmiech.

-Twój czas minie za jakieś dwie minuty.-odparł, spoglądając na zegarek.- Ale dobrze, masz czas do siódmej.-posłał jej sztuczny uśmiech i wyszedł z klubu. Dziewczyna nie przejęła się nim za bardzo, ponieważ jej słaba głowa dawała się we znaki już po dwóch drinkach, jednak nie zniechęciła się, tylko zamówiła po raz kolejny ten sam trunek.

*~*

Była piąta nad ranem. Większość ludzi opuściła już klub, jednak Rachel nie miała zamiaru przerywać swojej zabawy. Kiedy opróżniła całą butelkę szkockiej, odbiło jej dosłownie. Zaczęła tańczyć, kleić się do każdej napotkanej osoby. Wchodziła na stoliki i tańczyła. Przesiedziała tutaj jakieś osiem godzin, lecz nie odczuwała żadnego zmęczenia. Ashley, jej przyjaciółka była w drodze po blondynkę, przez nachalność barmana, który prosił ją o to kilkanaście razy. Dziewczyna nagle poczuła się senna, i opadła na stolik nie zwracając uwagi na rozlany napój. Oparła głowę o swoją rękę i już miała odpłynąć w krainę morfeusza, kiedy usłyszała jak brunetka wykłóca się o coś z ochroniarzem. Usiadła i zaczęła machać w stronę rozwścieczonej dziewczyny, na co ta w odwecie posłała jej mordercze spojrzenie. Pokazała mężczyźnie w jakim stanie znajduję się Rachel, i dopiero wtedy mogła wejść wgłąb pomieszczenia. Szybkim krokiem podeszła do przyjaciółki i szarpnęła za jej ramię. Zaprowadziła ją na zewnątrz budynku i oparła o mur szukając kluczy do swojego samochodu.

-Odbiło ci?!-krzyknęła tak głośno, jak pozwalały jej na to struny głosowe.

-Ciszeeeej, proszę musisz mówić jak przez jakiś pieprzony mikrofon?-mruknęła,łapiąc się za głowę.

-Widzę, że już cię główka boli. Dziwię się, że w ogóle dałaś radę tańczyć po takiej ilości alkoholu.-odparła poprawiając swoje długie włosy.-Wiesz jak długo musiałam tłumaczyć rodzicom, dlaczego wychodzę o piątej rano?!-krzyknęła ponownie, jednak na darmo, ponieważ jej przyjaciółka zdążyła zasnąć w czasie jej przemówienia. Westchnęła i zaczęła targać za sobą ciało dziewczyny w stronę parkingu. W oddali zobaczyła przy sąsiednim samochodzie czwórkę chłopców którzy bawili się tak dobrze jak Rachel. Po kilkunastu sekundach obie stały przy jej samochodzie, a Ashley próbowała wpakować dziewczynę do środka, która po przebudzeniu stawiała opór, twierdząc, że nie zdążyła dopić napoju. W odwecie na jej głupie zaczepki, usłyszała śmiech wcześniej wspomnianych chłopaków. Blondynka uśmiechnęła się do nich i chwiejnym krokiem próbowała podejść, żeby się przywitać jednak została zaciągnięta siłą do auta. Wydęła usta do swojej wybawczyni, jednak pozwoliła zapiąć sobie pasy. Towarzyszka westchnęła z ulgą i ruszyła w stronę swojego domu.

*~*

Dziewczynę obudził niemiłosierny ból głowy. Dodatkowo jej telefon wibrował co chwilę, informując o nadchodzącym połączeniu. Chcąc nie chcąc musiała w końcu odebrać. Przeszukała materiał kołdry aby znaleźć urządzenie i kiedy jej się udało spojrzała na numer. "To dzisiaj.." pomyślała. Niepewnie przesunęła palcem zaznaczając zieloną słuchawkę.

-H-halo?-spytała mając nadzieję, że może ktoś z podobnego numeru próbuje się z nią skontaktować.

-Zadecydowałaś? Moja cierpliwość się już kończy..-odchrząknął.

-Zgadzam się.-przerwała mężczyźnie drżącym tonem.

-Wspaniale!-usłyszała jak klaszcze w dłonie.-Dzisiaj o 18, obrzeża miasta. Bądź sama, pamiętaj.-oznajmił i kiedy miała odpowiadać połączenie się przerwało. Ręce Rachel zaczęły drżeć ze zdenerwowania. Wstała chwiejnym krokiem i ruszyła w stronę drzwi. Znała ten teren doskonale, tyle razy była u Ashley, że trafiłaby do wyjścia z zamkniętymi oczami. Na palcach przeszła obok komody i otworzyła najciszej jak potrafiła białe drzwiczki. Po schodach schodziła pomału, biorąc po drodze porozrzucane rzeczy. Wyszła z domu starając się nie trzaskać i wybiegła z podwórka swojej najlepszej przyjaciółki.

*~*

W domu nie przebywała za długo. Napisała rodzicom kartkę i zawiesiła na lodówce, żeby się nie denerwowali. Mimo kaca wyjęła z szuflady klucze do swojego samochodu. Sprawdziła jeszcze kilka razy czy dobrze zamknęła drzwi i kiedy upewniła się, że wszystko jest w porządku ruszyła w stronę czarnego Bmw. Wsiadła do środka, oparła ręce na kierownicy i wzięła kilka głębokich oddechów. Wszystko będzie dobrze, będzie dobrze.

***

Na miejscu była trzydzieści minut później. Tak jak się umawiali, obrzeża miasta. Wyszła i poczuła chłód, który opanował jej ciało. Ubranie krótkiego rękawka w czasie, kiedy mróz sięga do minus dwudziestu stopni Celsjusza nie było najlepszym pomysłem. Potarła dłonią kilka razy o swoje ramiona i zrobiło jej się trochę cieplej. Wiedziała, co ją czeka. Mężczyzna wywęszył informacje dotyczące przeszłości jej rodziców. Mama, szanowana prawniczka, kiedyś brała udział w różnych rozbieranych sesjach. Niby nic, jednak w jej zawodzie musiała uważać na każdą informację przekazywaną o swojej osobie. Gdyby jej szef dowiedział się, o jej młodocianych latach, prawdopodobnie byłaby bez pracy. Natomiast ojciec, szanowany chirurg spowodował śmiertelny wypadek pod wpływem narkotyków. Przekazał dużą sumę pieniędzy aby ukryć swój największy błąd. Zaczęła oglądać się po okolicy. Bywała tutaj wcześniej, spokojna leśna droga oddalona od wszelkiej cywilizacji. Całą powierzchnie ściółki pokrywała gruba warstwa śniegu. Spojrzała w stronę lasu, który znajdował się za jej samochodem i zauważyła tam cztery sylwetki. Nie zdążyła się im dobrze przyjrzeć, ponieważ naprzeciw niej stanęło właśnie bardzo drogie auto. Zdenerwowanie sięgnęło zenitu, a w głowie rodził się plan ucieczki. Nim zdążyła wszystko dobrze przemyśleć. Trzech, dobrze zbudowanych mężczyzn obeszło ją dookoła. Ustawili się, co chwila spoglądając na dziewczynę ukradkiem spod swoich czarnych okularów. Prychnęła głośno dając im do zrozumienia, że wcale nie są super tajniakami. Odwrócili wzrok, kiedy ktoś trzasnął drzwiczkami całą swoją siłą. Podszedł do niej z obrzydliwym uśmiechem na ustach. Dotknął kciukiem jej policzka, lecz ona obróciła twarz w drugą stronę unikając jego wzroku.

-Spójrz na mnie!-splunął. Rachel obróciła niepewnie głowę w jego stronę spotykając się z jego spojrzeniem.-Dobra dziewczynka, dobra..-przejechał knykciem, tym razem po jej wargach. Blondynka speszyła się i zrobiła krok do tyłu odbijając się o maskę samochodu. Machnął głową do swoich towarzyszy na co oni odeszli, lecz ciągle kontrolowali sytuację. Jego ręka wślizgnęła się pod jej bluzkę, przez co blondynka zaczęła się szamotać utrudniając mu dojście do celu. Z jej gardła wyleciał pisk, jakby miał jej pomóc, choć wiedziała, że nie ma na to najmniejszych szans. Zamknęła oczy i czekała na rozwój wydarzeń, kiedy nagle jego ręka zsunęła się, a on opadł na ziemię bez sił. Otworzyła szerzej swoje gałki, nie dowierzając, że ci sami chłopcy, o których wcześniej myślała, uratowali jej życie. Leżał na ziemi, a z tyłu jego głowy sączyła się krew. Wiedziała, że żyje bo jego klatka piersiowa poruszała się w górę i w dół. Było jej zimno, a trampki były całe przemoczone.

-Uciekaj.-usłyszała szept nad swoim uchem i obróciła się w stronę swojego wybawcy.

-Ja, ja nie wiem...-plątała się w swoich słowach.

-Wystarczy zwykłe dziękuję.-uśmiechnął się do niej nieśmiało.

-W takim razie dziękuję ci, nieznajomy.-odwzajemniła jego gest przyglądając mu się.

-Tak właściwie, to jemu powinnaś dziękować-wskazał ręką na chłopaka oddalonego o kilka metrów.-Jednak on nie pała sympatią do większości, więc przekaże mu twoje podziękowania.-odparł i zniknął. Usłyszała za sobą szelest i zauważyła, że trzech ogierów biegnie w jej stronę. Pospiesznie zaczęła przeczesywać teren kieszeni swoich spodni w celu znalezienia kluczyków. Kiedy znalazła to, czego szukała, pisnęła z zachwytu i wsiadła do środka. Odpaliła silnik i zawróciła autem w stronę wyjazdu na główną drogę. W międzyczasie obniżyła jeszcze szybę i pokazała im środkowy palec, śmiejąc się przy tym gardłowo. Próbowali za nią biec, jednak na marne. Dziś smak wygranej poczuła ona, a nie nikt inny. Była uradowana, i zdecydowanie zaliczyła ten dzień do najlepszych w swoim życiu. W bardzo dobrym humorze pojechała do swojego domu, podśpiewując piosenki lecące razem w radiu. Na drodze głównej, w jej miasteczku zauważyła chłopaka z którym rozmawiała niedawno. Zwolniła przy nim i zaczepiła go. Obrócił się jako jedyny z całej czwórki.

-Hej, tak właściwie, jak masz na imię?-spytała, czując lekkie zażenowanie.

-Ashton-odparł z rozbawieniem.

-W takim razie Ashton, dzięki twojej pomocy mogę wieść normalne życie. Dziękuję!-odkrzyknęła, i zachowując się jak egoistka po prostu odjechała nie pytając nawet o podwózkę. Gdyby w tamtym momencie wiedziała, że to jeden z nielicznych, normalnych dni w jej życiu, nie zatrzymywałaby się przy nich, nawet będąc wdzięczną za tamten zbieg wydarzeń.

============================================================

Um, hej. Pierwszy rozdział za nami. Szczerze, wyobrażałam go sobie nieco inaczej, jednak hmm wyszedł taki..

Do następnego..:)
Wyraźcie swoją opinię :)

Samsu. x

wtorek, 4 sierpnia 2015

Prolog.

Blondynka poczuła natrętny powiew zimnego powietrza. Nie dodawało jej to otuchy, ponieważ wiedziała, co wydarzy się za kilka minut. Opierała się o maskę czarnego samochodu, i mimo, że na zewnątrz panował mróz, jej ramiona opatulała tylko koszulka z krótkim rękawem. Rozejrzała się po okolicy, niby nic nadzwyczajnego: drzewa pokryte grubą warstwą śniegu, drewniane domki, które podczas lata są zapełnione turystami, kilka sklepów na obrzeżach miasta. Jednak zwróciła uwagę na nieznajome sylwetki. Podążały boczną trasą, z dala od jakiejkolwiek cywilizacji. Rozmyślała, czy są bezdomni, pijani. Niestety, żadna z tych myśli się nie sprawdziła. Gdyby byli pod wpływem alkoholu, zauważyłaby, że plączą im się nogi, natomiast bezdomni raczej nie są ubrani w markową odzież. Otrząsnęła się, kiedy na miejsce podjechał drugi samochód. Wysiadło z niego trzech, dobrze zbudowanych mężczyzn. Miała im się oddać. Dlaczego? Powtarzali, że to jedyny sposób uratowania jej rodziny, przed codziennością. Nie chciała poddawać się tak łatwo. Udawała bezbronną, lecz w jej głowie rodził się plan uniknięcia takiego zażenowania. Wiedziała, że rodzice nie akceptują takich zachowań, i zawsze robiła tylko to, na co jej pozwalano. Mówili, że jest słaba, tak nie było. Stwarzała jedynie pozory, ponieważ w środku była cholernie silną dziewczyną. 
Trzech mężczyzn obeszło ją dookoła. Przewróciła oczyma, kiedy spoglądali ukradkiem na jej ciało. Cała czwórka obróciła się, kiedy osoba wysiadająca z pojazdu, trzasnęła drzwiami. Podniosła głowę do góry i zobaczyła jego szyderczy uśmiech. Obrzydliwy, jedyne określenie przychodziło jej na myśl. Podszedł bliżej, przez co Rachel odsunęła się krok do tyłu, i odbiła się o maskę swojego  nowego samochodu. Kiwną głową do trzech nieznajomych, a oni zostawili ich samych, jednak nadal kontrolowali sytuację. Kciuk szatyna przejechał po jej policzku wywołując nieprzyjemne dreszcze. Miała ochotę plunąć mu prosto w twarz, lecz wiedziała, że to pogorszy sytuację w której się znajduje. Jego ręka wędrowała coraz niżej,a blondynka próbowała wyswobodzić się z jego uścisku. Najdziwniejsze w całej sytuacji było to, że nie odezwał się do niej ani słowem. Ona zaś szła w jego ślady, nie miała ochoty rozpoczynać żenującej rozmowy, o tym, żeby przestał ją dotykać. Poczuła dużą, szorstką dłoń, która próbowała dostać się pod jej koszulkę i krzyknęła. Cała sytuacja zaszła za daleko. Mężczyzna posłał jej zimne spojrzenie, i wrócił do swojego zajęcia, które nie było już takie proste, bo jego zdobycz zaczęła szamotać się w każdą możliwą stronę. Jego wspólnicy chcieli mu pomóc, ten jednak kazał im odejść jak najdalej. Czuła, że staje się coraz bardziej bezsilna, ewidentnie górował nad nią siłą. Kiedy dostał się do tego, czego chciał, po jej policzku spłynęła łza, wiedziała, że to koniec, że teraz żaden plan jej nie pomoże. Myliła się. Nagle zza krzaków wyłonili się ci sami chłopcy, których obserwowała wcześniej. Zaszli go od tyłu, nie przeszkadzał mu nawet hałas, skrzypiącego śniegu pod ich ciężarem. Zapamiętał tylko przeszywający ból w okolicach skroni i opadł na ziemię. Nie zabili go, żył. 
-Uciekaj.-usłyszała cichy szept nad swoim uchem. Otworzyła szerzej oczy. Skąd on się tam znalazł?
-Ja..Ja nie wiem jak..-wydukała.
-Och, wystarczy zwykłe dziękuję.-westchnął, lecz kąciki jego ust uniosły się ku górze. 
-W takim razie dziękuję ci nieznajomy.-odparła obracając się.
-Tak właściwie, nie mnie zawdzięczasz to, że jesteś cała tylko jemu.-wskazał palcem chłopaka, który zdążył się oddalić o dobre kilkanaście metrów.-Niestety, on nie pała sympatią do nikogo, więc przekaże mu twoje podziękowania.-uśmiechnął się po raz ostatni, a Rachel dziękowała Bogu za uratowanie jej życia. Radość nie trwała jednak długo, kiedy usłyszała bieg mężczyzn swojego niedoszłego oprawcy. Zaczęła przeszukiwać każdą kieszeń swoich spodni w celu znalezienia kluczyków. Kiedy byli jakieś dziesięć metrów od niej znalazła przedmiot i pisnęła z zachwytu. Wsiadła do samochodu i spokojnie udała się do rodzinnego gniazda, które zaznało teraz spokój.  Myliła się, początek kłopotów dopiero nadszedł.
=======================================
Witam was w prologu:)
Wiem, że fabuła wydaje się na razie "oklepana", ale mam nadzieję, że to tylko wrażenie.
Jeżeli czytasz, zostaw po sobie jakiś ślad w postaci komentarza, nawet negatywnego, dzięki czemu będę wiedziała, co zmienić:)

Fabuła.



Mówią, że sekret trzymany przez lata może wyrządzić krzywdę. Mówią, że ktoś, kto zabił człowieka, jest mordercą. Mówią..no właśnie, dlaczego tylko mówią, a nie czynią? Dlaczego oceniają wszystkich, nie znając ich przeszłości? Każdy z nas ma swoją własną, napisaną przez los-lub przez siebie- niesamowitą historię.

Rachel Clinton prowadziła idealne życie w oczach większości osób. Pewnego dnia, aby ochronić swoją rodzinę zgadza się na układ z mężczyzną,którego nie zna. W czasie dojścia do konfrontacji jej los odmienia czwórka nieznajomych chłopców. Wydaje jej się, że powróci do normalności, niestety żadna ze stron nie odpuszcza. Początkowo, od mężczyzny, aż po chłopców w których życie wkracza przypadkiem, ale szybko staje się-chcąc nie chcąc-częścią grupy. Jak potoczą się ich losy? Czy bohaterka zdoła ochronić swoich najbliższych i poświęcić za ich reputację własne życie? 

==================================

Witam, zapraszam was na ff o sosach! 

Mam nadzieję, że choć w najmniejszym stopniu przypadnie wam do gustu:)

Teraz prolog, i rozdziały, które będą dodawane 2 razy w tygodniu..Cóż, nie wiem co jeszcze mogłabym napisać, a więc to już wszystko:)
Jeżeli wolicie czytać na watt to macie tutaj--> Klik